Popularne posty

sobota, 18 marca 2017

Jak ćwiczyć silną wolę i sztuka opanowania ślinotoku.

Dzień trzeci i czwarty oczyszczania to były dla mnie zdecydowanie dni testowania mojej silnej woli i umiejętności opanowania ślinotoku :)


Clean9 dzień trzeci (16-03)
Dzień trzeci nie przebiegł u mnie szablonowo. Wszyscy zgodnie twierdzili, że tego dnia następuje zmiana samopoczucia o 180 stopni, "budzisz się i jesteś wulkanem energii!"- słyszałam. Ja- owszem- byłam pełna ale nadziei, że dziś zjem obiadek! ( trzeciego dnia włączany jest posiłek 600kcal) i to dodawało mi powera. Wzdęcia trochę się zmniejszyły ale w brzuchu nadal rewolucja gazowa. Za to ustąpił ból głowy. Po pracy leciałam jak na skrzydłach, bo w domu czekał na mnie kurczaczek z ryżem, warzywkami i ogórkiem kiszonym, myślałam, że się rozpłaczę ze szczęścia :) :) I dopiero po tym posiłku dostałam zastrzyk energii do tego stopnia, że do północy miałam oczy jak 5zł! Dziś był też "na szybko" (40min) rowerek- i tu anegdotka: pedałuję, a w TV program o operacji plastycznej brzucha- PRZYPADEK?! Nie sądzę :)

Clean9 dzień czwarty (17-03)
To był naprawdę ciężki dzień. Od rana czułam się jakoś tak "bee". Targały mną dziwne uczucia, w jednej chwili chciało mi się płakać i najchętniej poszłabym spać, a w drugiej był power. Trochę taka huśtawka nastrojów. Z siłowni wyszłam ze łzami w oczach. Była mała "obsuwa" więc zaczęłam od 25 min rowerka, później (30 min) ćwiczenia z trenerką i znowu rowerek (30 min). W tym momencie mogę powiedzieć, że rowerek to czysty relaks. Kasia daje mi taki wycisk, że pot kapie z czoła kroplami a 1,5l wody to za mało! Takich zakwasów jak mam na brzuchu i plecach nie miałam nawet po wykopkach. Nie dałam rady się wyprostować bo miałam wrażenie jakby ktoś rozcinał mi mięsień nożem- au. Modliłam się, żebyśmy tylko dziś nie robiły brzucha- i wymodliłam uda i pośladki... Przeklęłam, że następny raz dobrze się zastanowię zanim zjem coś tuczącego.
To, że ciężko jest mi wykonywać ćwiczenia bo jestem najzwyczajniej bez kondycji to jedno ale podczas ćwiczeń chwytają mnie przeraźliwe skurcze. Najgorsze są dla mnie wykroki, mam problem z równowagą i nie dam rady się podnieść. O ludu... Pocieszam się, że będzie już tylko lepiej chociaż Kasia z uśmiechem na ustach twierdzi, że czekają mnie gorsze rzeczy. Nie mogę się doczekać...
Tylko żeby nie było- nie narzekam. Jestem wściekła na siebie, że nie daję rady dać z siebie tyle ile bym chciała ale daję tyle mogę.
Po tym całym dniu- na deser pojechaliśmy z mężusiem na urodziny znajomego- była karkówka z pieczarkami i topionym serem, sałaki, ziemniaczki, morze alkoholu i przekąsek- a ja- z pojemniczkiem z ogórkami i sałatą :)





4 komentarze:

  1. Świetnie sobie radzisz! Trzymam kciuki za dalsze boje - powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam cię!

    OdpowiedzUsuń